piątek, 30 kwietnia 2010

Nie nadajemy z Wrocławia

Dzisiaj miałam napisać notkę zaczynającą się od słów "Halo, halo. Znów nadajemy z Wrocławia.", ale nie zacznę tak. Nie zacznę, bo nadal nadaję z Łasku, bo jedne rzeczy trwają za długo, a inne nie chcą czekać. Na szczęście W. zdążył dołączyć do mnie. Na szczęście, bo inaczej przerwa majowa byłaby nieznośna.

Wiecie skończyłam dzisiaj szkołę. Dziwnie, tak wcześnie.

Dziękuję za wcześniejsze komentarze. Jestem zdumiona niezmiernie i jeszcze raz dziękuje... tak wiele ciepłych słów.

środa, 28 kwietnia 2010

Pierwsze muffinki



Oto i one. Moja chluba i duma. Pierwsze w życiu muffinki.
Muszę koniecznie zaznaczyć, że podstawową formułę ciasta pobrałam stąd i jak pisałam mam nadzieję, że Asieja się nie obrazi.

Muffinki jagodowo-czekoladowe
(20 ślicznych babeczek)
* 1,5 szklanki mąki
* 3/4 szklanki cukru
* 1/2 szklanki oleju
* 1/4 szklanki mleka
* 2 jajka
* szczypta sody
* łyżeczka proszku do pieczenia
* biała czekolada
* garstka jagód
* bułka tarta

Suche składniki przesiałam przez sito i pomieszałam z posiekaną czekoladą.
Mokre składniki zmieszałam ze sobą.
Dodałam suche do mokrych i połączyłam (średnio dokładnie).
Po przełożeniu ciasta do wysmarowanych i wysypanych tartą bułką foremek (półtorej łyżeczki na babeczkę) powciskałam do nich zamrożone jagody.
Wszystko piekło się ok 30min. w temperaturze 180 stopni.

PS. Jeżeli tak, jak ja nie wykładasz foremek papierowymi kokilkami jagody nie mogą przylegać do boków foremki, bo babeczka baaardzo się przyklei. Ja swoje muffinki musiałam wydłubywać nożem z foremek.

Tak, Amarantko ja też nie mogę się doczekać świeżych owoców. Na szczęście mam domowe mrożonki.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Truskawki pod pianką



Ledwo przyszła wiosna, słonce trochę przyświeciło, człowiek zmienił kurtkę na lżejsza, a już nam się wydaje, ze jest lato i wszystkie owocowe skarby są na wyciągniecie reki. Nie, nie, nie wcale tak nie jest. Niestety. Sama się dałam na to nabrać i jakież było moje zmartwienie, kiedy owoce do deserów musiałam wyciągnąć z zamrażarki.
Deser numer jeden miał być bezą, ale pomyślałam, że skoro już jest lato (!) to nie będę jadła samej smutnej bezy. Samotna beza została zastąpiona przez truskaweczki pod pianką, które zrobiłam tak:

Truskaweczki pod pianką
(dla 2 spragnionych słodkości osób)
* garść truskawek (ja użyłam mrożonych)
* pół garści migdałów
* jedno białko
* dwie łyżeczki cukru pudru
* szczypta soli

Truskawki pokroiłam na ćwiartki.
Migdały sparzyłam wrzątkiem i obrałam z łupinek. W przeciwnym razie łupinki podczas pieczenia odpadły by z migdałów i psuły nasz deserek. Obrane migdały pokroiłam na dość małe, ale wyczuwalne kawałki.
Białka ubiłam z cukrem i solą na bardzo sztywną masę.
Truskawki zmieszałam z migdałami i wrzuciłam do foremki. Na wierzch wyłożyłam pianę z białek.
Wszystko to piekłam w średni nagrzanym piekarniku jakieś 15 min, ale to pewnie zależy. W każdym razie chodziło mi o to żeby białka się zapiekły.
W ten sposób otrzymałam pyszną "zupkę" przykrytą delikatnie chrupiącą pianką


Jutro chyba pochwale się moim nowszym wytworem, czyli owocowym deserkiem nr. dwa.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Deser jabłkowo-jogurtowy



Weroniko jest chora i jakaś niezbyt żwawa ostatnio. Z tego wniosek, że powinna zacząć jeść owoce. Podobno jedno jabłko dziennie i można omijać z daleka lekarza. Jest za to jeden problem, jabłka, które ostatnio kopiliśmy są dość... miękkie i niesmaczne. Ja rozwiązałam to tak.


Deser jabłkowo-jogurtowy
(jedna szklanka)
* jabłko
* 3 łyżki jogurtu naturalnego
* 2 łyżki śmietany 18%
* 2 łyżeczki miodu
* kilka kropel soku z cytryny
* pestki słonecznika

Śmietanę, jogurt i łyżeczkę miodu miksujemy ze sobą.
Jabłko obrane ze skórki i pokrojone miksujemy z resztą miodu i sokiem z cytryny.
Wszystko wlewamy do naczynka i posypujemy pestkami słonecznika.


Czas na edukację.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Czasem lepiej nic nie mówić.

środa, 7 kwietnia 2010

Niesforny mazurek kajmakowy.



Znów przyszły zimne dni. Ludzie zamiast wystawiać twarze na słoneczne promienie chowają się w swoich, zwykle szarych płaszczach, szalach, wyciągają rękawice. Ja niewyraźnie trzymam się na nogach. Powrót do poświątecznej rzeczywistości nie jest łatwy, obezwładnia mnie. Słowa mi się mylą, tracą konkretne znaczenia. Powracają do mnie dziwne, stare sny, problemy, które już kiedyś przezwyciężyłam.
Zamknęłam się przed światem w kubku herbaty i świątecznym cieście. W moim ulubionym, niezbędnym, krytykowanym, nieprzyzwoitym, przesłodkim, niemodnym mazurkiem kajmakowym.

Mazurek kajmakowy.
Ciasto (przepis z "Poradnika domowego" kwiecień 1994)
* 30 dag mąki krupczatki
* 3 żółtka
* 10 dag masła
* 10 dag cukru pudru
* zapach waniliowy

Masa:
* puszka mleka skondensowanego
* 10 krówek
* bakalie ( ja najbardziej lubię w nim orzechy i migdały)

Składniki na ciasto łączymy za pomocą noża, a później szybko zarabiamy.
Ciasto wkładamy do lodówki na pól godziny.
Zimne ciasto rozwałkowujemy i wykładamy na wysmarowaną blachę formując podniesiony brzeg, nakłuwamy widelcem w kilku miejscach.
Ciasto pieczemy w 200 stopniach, aż uzyska ładny, złoty kolor.

Mleko skondensowane gotujemy około czterech godzin, wstawiając puszkę do garnka z wodą. W sumie najlepiej jest zrobić to przed świąteczna zawieruchą.
Takie mleko wrzucamy do rondelka razem z krówkami i podgrzewamy aż staną się jednolitą masą.
Taką krówkowo - mlekowa miksturę wylewamy na wystudzony blat z ciasta.
Teraz następuje zdobienie ciasta za pomocą bakalii i wszystkiego innego, co wpada nam w ręce. Jak już pisałam ja jestem fanką orzechów i migdałów zatopionych w słodkiej masie.



(krówki są po to żeby masa lepiej się ściągnęła)
(jeżeli masa wydaje się zbyt gęsta można dodać do niej trochę masła)
(do ciasta nie nadaje się cukier kryształ, ciasto wychodzi wtedy strasznie twarde)

niedziela, 4 kwietnia 2010

Świąteczny Łask



Po pierwsze chcę wysłać do Was wszystkich ciepłe, świąteczne uściski.
A po drugie chcę powiedzieć, że tak wyglądało centrum Łasku wczoraj.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.