czwartek, 30 września 2010

Pierwsze koty za...


W sumie to chciałam znaleźć ciekawszy rym niż płoty, ale jakoś nic nie przychodzi do mojego niewyspanego móżdżka.
Uczę się życia tu, w zupełnie nowym otoczeniu. Stanowczo nie ogarniam :) Znaczy powoli, bardzo powoli przestaję się gubić, ale droga daleka przed nami. Tak czy inaczej nie ma co się nakręcać, bo jutro znów do Łasku. Tak, tak posiedzę sobie w mojej dziurze, zuchy odwiedzę, Pasi opowiem jak u nas, bo ona mi piękne sprawozdanie napisała.
Aaaaa, poza tym dzisiaj w końcu byłam w środku głównego gmachu uniwersytetu i muszę przyznać rację. Tak, on wygląda jak kościół.
Dziękuję za słowa otuchy, pewnie jeszcze nie raz będę tu marudzić na mój biedny los :)
Na koniec powiem jedno... czemu jest tak strasznie zimno?!?

poniedziałek, 27 września 2010

Przenosiny


Jutro moje rzeczy wrzucone zostaną do samochodu i pojedziemy. Pojedziemy do miasta, z którym prawdopodobnie zwiążę się na najbliższe kilka lat. Nie wiem jak to będzie, ale przecież musi być dobrze. Mam nadzieję, że nauczę się podtrzymywać przyjaźń na odległość, bo nie wyobrażam sobie żeby tych roześmianych twarzy mogło nie być w moim życiu. Tak, koniecznie muszę się nauczyć. Zostawiam tutaj swoje zuchy, trochę się boję, bo chociaż osoba, której je zostawiam jest fantastyczna to za mało w siebie wierzy. Pracowałam z nimi tylko rok, a przywiązałam się niesamowicie, jednak dzieciaki mają w sobie to coś, co nie pozwala się oderwać.
To tylko tak chciałam napisać.

Bardzo dziękuję za pomoc, o którą prosiłam w poprzednim wpisie. Jednak nie zamykam listy i jeśli komuś wpadnie do głowy jeszcze jakiś tytuł to proszę mi go podrzucić.

piątek, 17 września 2010

Mała prośba i to, co lubię.

Zaczęłam czytać książeczki dla dzieci, bo muszę opracować 20 najpopularniejszych i tu zaczynają się schody.Ja nie bardzo znam się na dziecięcej literaturze, a tym bardziej na hitach, natomiast pani w bibliotece wydawała się nieco zagubiona. Także jeżeli ktoś ma większe pojęcie na temat książek dla dzieci w wieku mniej więcej 5-10 lat to proszę o pomoc i podrzucenie jakiegoś tytułu.

Miałam napisać o lubieniu i to tylko w 10 punktach. Ograniczenie ilości punktów dość utrudnia sprawę, bo ja lubię dużo rzeczy, a na dodatek te rzeczy często się zmieniają. Tak, czy inaczej spróbuję.
1. Czytać i lubię książki. Książki uwielbiam czytać, oglądać, wąchać, poznawać fakturę, otaczać się nimi i dawać w prezencie. Czytanie to coś, co może umilić mi każdą chwilę, nie mówię tu tylko o czytaniu książek. Czasem, kiedy długo nie czytam niczego bardziej konkretnego czytam reklamy, napisy na murach albo składy na opakowaniach.
2. Jedzenie i gotowanie. Przyjemność sprawia mi przygotowywanie posiłków, siekanie, ścieranie, duszenie. Cieszę się kiedy mogę nakarmić kogoś czymś, co sama ugotowałam.
3. Harcerzy z ich dziwactwami, wewnętrznym "folklorem", dziwnymi zabawami, bieganiem po lesie, poznawaniem osób z drugiego końca Polski zupełnie przypadkiem, a najbardziej lubię to, że z większością z nich umiem porozumieć się w pół słowa choćbyśmy widzieli się po raz pierwszy.
4. Sobie tak po polsku ponarzekać. Usiąść z kimś przy herbacie i gadać, gadać, gadać, przedrzeźniać się, czepiać słówek, licytować, kto ma gorzej. To chyba źle wróży mojej starości :P
5. Słuchać radia. Najbardziej lubię radio wieczorem. Zwykle słucham Trójki i odkleić się nie mogę kiedy mówi do mnie np. Jan Ptaszyn-Wróblewski, ojjj! Radio stało w moim pokoju od kiedy pamiętam i to może zwykłe przyzwyczajenie, ale bez niego jest mi smutno, cicho i brakuje mi cogodzinnych wiadomości.
6. Oglądać seriale prosto z internetu i krzyczeć kiedy wyczerpuje mi się limit.
7. Chodzić po górach. W górach świat ma inne kolory,a zmęczenie smakuje mi zupełnie inaczej. Wielka szkoda, że w te wakacje w górach właściwie nie byłam i nie będę. Oby za rok udało mi się poprawić ten niewybaczalny błąd.
8. Lubię oglądać zdjęcia. W zasadzie wszystkie zdjęcia stare i nowe, moje i osób zupełnie mi nieznanych. Zdjęcie to przecież nic innego jak złapana chwila i to strasznie mnie fascynuje. Czasem po obejrzeniu przypominamy sobie dawno zapomniane zdarzenia, ludzi, z którymi nie mamy już kontaktu.
9. Moje miasteczko. Może to mało popularne, ale na prawdę je lubię. Chociaż jest nudne, dziwne (jak to małe miasteczka), ze skłonnością do podkreślania swojej wielkości. Fajne w nim jest to, że nie można się zgubić, wszędzie jest blisko, prawie zawsze idąc ulica spotkasz kogoś, kogo znasz... Pewnie do napisania tego skłoniła mnie ostatnia zabawa w przewodnika.
10. Dziesiąty punkt, taki stanowczy i końcowy, ojej. To jak tak niepoważnie. Lubię to zdjęcie, które kiedyś się gdzieś zapadło, a teraz wróciło0 i cieszy mnie ogromnie. Szczególnie kiedy je porównam z wyglądem obecnym osobnika.


A teraz powinnam zaproponować osoby, które nam powiedzą co lubią. To też był dla mnie problem dlatego postanowiłam zaproponować LIDCE udział w zabawie, może akurat to przeczyta i znów zacznie pisywać. A teraz zamierzam przenieść bakcyl tej zabawy na fotoblogi, dlatego sugeruję żeby o swoim lubieniu napisali NATALIA, PIOTREK, PASIA, ZEKI, ANIA, NIEWIASTA, ENZO. No i już więcej osób chyba mi się nie nasuwa, ale jeśli ktoś tu wpadnie, a w zabawie nie brał jeszcze udziału to niech się czuje zaproszony.

wtorek, 14 września 2010

Ciasteczka miętowo-czekoladowe



Zaczął się zabiegany, zasmarkany czas. Ogólnie ciągle kursuje między domem a hufcem i zaczynam się już gubić w tym co, gdzie powinnam zrobić. W zasadzie wolę taki stan, niż uczucie zawieszenia i robienie nic. W niedzielę uśmiechałam się i promowałam nas na gminnych dożynkach. Było mniej nudno niż przewidywałam, przypomnieliśmy sobie jak smakuje wata cukrowa i namawialiśmy dzieci do rysowania. Za to od dzisiaj walczę z organizacja manewrów, złooo.

Dobra teraz czas na kuchnię, bo nic nie dodaje sił tak, jak mleko i dobre ciasteczko.
Przepis na dobre ciasteczka znalazłam tu. Ja uważam, że one są przepyszne, ale smak jest specyficzny. W na przykład stwierdził, że są one gorzkie...co, kto lubi :)



Ciasteczka czekoladowo-miętowe (przepis za Wiosanną)
1 szklanka mąki
1 szklanka cukru
0,5 szklanki kakao
0,5 szklanki siekanej, świeżej mięty
2 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
80g stopionego masła
szczypta soli

Suche składniki przesiewamy przez sito i mieszamy (mięta to też suchy składnik).
Stopione masło studzimy i mieszamy z jajkami.
Teraz płynne składniki łączymy z suchymi.
Z ciasta formujemy zgrabną kulkę i chłodzimy przez godzinkę w lodówce lub zamrażarce.
Po wychłodzeniu formujemy z niego kulki wielkości orzecha włoskiego i układamy dość luźno na wyłożonej papierem do pieczenia blasze.
Ciasteczka pieczemy 10 minut w 180 stopniach.
Z papieru odklejamy ciastka dopiero po lekkim wystudzeniu, bo inaczej mogą się one porozpadać.
(Ja do ciasta dodałam kilka łyżek wody, bo jakoś nie mogłam tego ładne połączyć)

Ps. O lubieniu napiszę następnym razem.

środa, 8 września 2010

Po bazylii i magiczne śniadanie



Wczoraj zrobiłam żniwa. Wycięłam w pień nasze bazyliowe poletko. Mrrrr jak pachnie taki bukiet z bazylii. Z nosem w zielonej wiązce nawet marzenia o podróży do Włoch, bo w moich marzeniach Włochy pachną bazylią.

A dzisiaj kolejna posiadówka w hufcu, nawet dwie. Poza tym dzień zaczął się zimnem, brrr strasznie było zimno rano, aż nos spod kołdry nie chciał się wysunąć. Za to odbiłam sobie śniadaniem. Śniadanie było z tego przepisu i było bajeczne. W sumie nie przypuszczałam, że w normalny, pracowity dzień zjem na śniadanie placuszki, ale one są tak szybkie i łatwe w przygotowaniu, że nie było problemu.
A tak przy okazji, od razu zrobiło mi się ciepło.

poniedziałek, 6 września 2010

Pomidory, pomidory, pomidory



W tym roku warzywa nie zachęcają do siebie ceną. W zasadzie zastanawiam się czy było coś takiego jak sezon na pomidory, sezon na paprykę, sezon na śliwki, podczas, którego frukta kosztują grosze i można ich używać w nieograniczonej wręcz ilości, na wszystkie sposoby. Tak czy inaczej w tamtym tygodniu szalałam z pomidorami. Nie ma jak zmasakrować 15kg pomidorów, a ich soki i delikatny, przemielony miąższ zamknąć w słoikach, to prawie jak lato w słoiku. Zimą otwiera się taki słoik, dolewa jego zawartość na patelnię pełną plastikowych warzyw i znów wszystko nabiera smaku.

Tak czy inaczej polecam, domowy przecier z pomidorów. Pyszne i takie proste.

Po przemieleniu pomidorów (bez skórki i ziarenek) gotujemy je ok 1,5h, następnie wlewamy do słoiczków i w słoikach gotujemy jeszcze jakieś 20minut.

czwartek, 2 września 2010

Wracam

Od bardzo dawna nie pisałam nic na tym blogu. W sumie to chęć do pisania opuściła mnie tak bardzo, że nawet nie komentowałam waszych wpisów. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie i przyjmiecie z powrotem do waszego blogowego towarzystwa.
W ciągu tych paru miesięcy sporo rzeczy się u mnie zmieniło i zdarzyło. Po pierwsze dostałam się na studia, na które dostać się chciałam. Po drugie wyjechałam na obóz, który był zupełnie inny niż myślałam, że będzie. Między innymi po raz pierwszy spotkałam się z grupą dziewczynek w różnym wieku, które nie chcą chodzić na dyskoteki :P Teraz czeka mnie poszukiwanie miejsca do zamieszkania we Wrocławiu, ale nie muszę się za bardzo spinać, bo przecież mostów we Wroc dużo.
Niestety jeśli chodzi o gotowanie to zupełnie się opuściłam. Największym wyczynem było gotowanie wielkich garnków leczo... mrrr leczo! Nieważne, trzeba zapomnieć o dwumiesięcznym okresie odseparowania od kuchni i od bloga. Niniejszym wracam :)