niedziela, 22 stycznia 2012

Szarośc i studenckie piraszenie

Szaro tu we Wrocławiu. Śniegu nie ma tylko błoto i wiatr i niebo szare, niskie, jakby chciało mnie przygnieść. Chłopcy oboje dzisiaj jacyś nietowarzyscy, oboje nie wyściubiają nosów ze swoich łóżeczek. A mi ciągle siedzi na głowie myśl, że powinnam się uczyć...eh, powinnam.
Natomiast wczoraj, wczoraj był leniwcowy, powolny, spokojny dzień. Dzień poświęcony na prace domowe, drobne, kochane złośliwości i inne rzeczy, na które zawsze jest za mało czasu. To miłe.


A właśnie, przejdźmy do pitraszenia. Stwierdziliśmy na koniec, że zrobimy parówki w cieśnie piwnym. Danie tak stereotypowo studenckie (zakładając oczywiście, że jest się studentem, który je), a jednak nie takie jak myśleliśmy. Pewnie dlatego, że parówki jakieś przesolone i piwo z najniższej półki. Nieważne. Parówek w cieście piwnym nie polecamy.

Na koniec jeszcze chciałam przeprosić za nieskładność posta, która wynika z przyciśnięcia stalowym niebem.

Aaaa na zupełny koniec zapytuję, gdzie jest taka zima jak w tamtym roku??? Taka??

wtorek, 17 stycznia 2012

Porannie

Nie mogłam się zdecydować na powstanie dzisiaj. Później zaprzałym kawę, tak, jak pan w radio kazał. Teraz siedzę i zamiast wziąć się poczciwie do nauki to patrzę jak świnia hasa po pokoju, albo jak śnieg spada na dachy sąsiednich kamienic. Ciągle nieubrana, ciągle nieuczesana układam w głowie obrazy kolejnych dni, podsycam nadzieję na gładkie przebrnięcie przez kolejne kolokwia.


Właśnie, we Wrocławiu śnieg! W końcu się zdecydował, bo wczoraj cały dzień niby latał w powietrzu, ale jakoś sam nie wiedział czy chce spaść, czy znowu frunąć do chmur i w zasadzie przemieszczał się tylko pionowo. A dzisiaj, dzisiaj spadł i mam nadzieję, że przykrył brzydotę i brud mojej ulicy i mam nadzieję, że utrzyma się jeszcze parę dni, bo W powiedział, że jak będzie śnieg to mogę sobie skonstruować karmnik ;)


(skoro miała szansę na przykrycie brudu ulicy, to może wpuszczę go do kuchni, hymmm)

Pozdrawiam Was sennie.

sobota, 14 stycznia 2012

Eksperyment, eksperyment

Ach dopadło mnie w tym tygodniu obniżkowe szaleństwo, znaczy zrobiłam coś co raczej mi się nie zdarza i kupiłam cały kilogram marchwi. Cały kilogram, wiem, że to głupi brzmi, ale my na prawdę mamy tak nierówny przerób, że wszystko kupujemy na sztuki :) No i zmuszona byłam przerobić ten kilogram wciągu paru dni. Ze sporą częścią pomógł mi dzielnie Pyton, bo on jest zaciekłym marchewkożercą.
W związku z tym postanowiłam ugotować eksperymentalnie zupę marchewkową.

Zupa marchewkowa dla 2 osób

* 4 marchewki
* spora cebula
* duży ząbek czosnku
* kasza kuskus (tyle ile zwykle używasz dla 2 osób, bo to nie jest takie proste ;)
* po pół łyżeczki soli, cukru, curry, pieprzu i cynamony (może soli trochę więcej, a cynamony i cukru troszkę mniej ;)
* oliwa lub olej
* 2 łyżeczki soku z cytryny
* woda oczywiście
* opcjonalnie jogurt naturalny

Marchew, cebulę i czosnek kroimy na dowolne cząstki i podsmażamy na oleju. Kiedy są już szkliste dodajemy przyprawy, wodę i gotujemy aż będą miękkie, a cała kuchnia będzie pięknie pachnieć. Na koniec dodajemy sok z cytryny. Zupę miksujemy na gładką masę i dodajemy do niej kuskus. Po 5 minutach danie jest gotowe. Można je jeszcze przyozdobić kleksem jogurtu.

Jak pisałam moim zdaniem zupa była naprawdę pyszna i interesująca w smaku. Jednak W wzgardził nią zupełnie. No cóż każdy eksperyment ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne (jak to mówił wąsaty klasyk ).

Dobrych, kolorowych snów.