Dzisiaj miał być ten pierwszy od dawna dzień, w którym się wyśpię... Miał być. Oczywiście przed 9 mój drogi Tato wpadł do mojego pokoju, aż szyba w drzwiach zagrała i włączył radio, bo przecież miałam iść do przychodni. Nie miałam!! Tak bycie chorym to bardzo trudna sprawa, bo niby trzeba się wysypiać a tu żeby lekarz przyjął należy najpóźniej o 7 stać w kolejce. W sumie to dobra motywacja do dbania o siebie i odganiania bakterii za pomocą czosnku.
Wczoraj wybrałam się z rodziną na zakupy do zacnego marketu na B, bo a to jajka sie skończyły, a to przypraw brakuje, a i oczywiście składników na sałatkę nie ma. Ojej! Ile ludzi, a panie ekspedientki tylko pudełka po najtańszym szampanie sprzątają. Przed świętami chyba nie było takiego tłoku. Tak, czy inaczej udało się i poszłam odwiedzić W. Bardzo ucieszył mnie jego sposób łuskania orzechów, teraz żałuję, że nie miałam aparatu. Mianowicie, siedzieliśmy sobie na jego miękkiej kuchennej podłodze, on rozbijał skorupki młotkiem, a ja wybierałam pyszny orzechowy miąższ. Pocieszne to bardzo było. Szkoda tylko, że nie przyjął mojej propozycji żeby wyciągnąć flaszeczkę i zaprosić sąsiadów. Już miałam wizje na zasadzie wspólnego darcia pierza, albo deptania kapusty.
Teraz, na koniec chcę się do was uśmiechnąć noworoczne i życzyć dobra i ciepła na nadchodzące 365 dni.
0 komentarze:
Prześlij komentarz