Oj, ile teraz mam w głowie myśli do napisania, a jak mało siły żeby pisać. Dziwaczny był ten dzień. Jak zwykle zaczynam stresować się na zapas, myśleć, że wiem jak to będzie.
Słucham sobie Apolinarego Polka, kilka piosenek na krzyż z youtube, bo obiecałam sobie, że nie ściągnę tej płyty. Jak na razie widziałam tylko jeden koncert rzeczonego i zaczarował mnie. Nie wiem jak. Cały koncert śmiałam się przez łzy i płakałam przez śmiech. Dowiedziałam się też, że żeby grać na harmonijce ustnej trzeba spotkać diabła na rozdrożu i sprzedać mu nerkę. W. powiedział, że nie mogę sprzedawać nerki... ;/ To ja sobie posłucham na spokojny sen.
Przez Amarantkę zaczęłam się zastanawiać nad Naszym jedzeniem i wiesz, wszystko, co przychodzi mi do głowy jest takie śmieszne. Kawa i kisiel jabłkowy z papierka? Chociaż... była taki jeden posiłek, który zapamiętam na zawsze. Kanapka z serkiem topionym i gorąca herbata w Okupie, które próbowałam przełknąć i nie płakać z bólu. Pamiętasz? Ja pamiętam. Kocham.
W zasadzie miałam pisać o pączkach, ale pączki muszą poczekać.
1 komentarze:
Się tylko uśmiechnę, bo to taki Wasz post :)
Prześlij komentarz