Jak już mówiłam zmieniliśmy lokum. Pokój, do którego niedawno się wprowadziliśmy był biały, zimny i pusty, jakiś taki zupełnie niczyj. Rozpakowaliśmy nasze graty (strasznie dużo tych gratów), postawiliśmy kwiatka na parapecie, włączyliśmy piec i zrobiło się troszkę bardziej domowo.
Za to w środę pojawił się tu on, mały roztrzęsiony świnek. Teraz w całym pokoju ślicznie pachnie sianem, a my z niecierpliwością oczekujemy, aż nasz maluch zechce się z nami zapoznać. Zdziwiło mnie tylko to, że obudził mnie w nocy swoim kopaniem, chrupaniem, bieganiem... To dziwne, bo normalnie tego typu hałasy na mnie nie działają. No nic, czas wyrobić sobie trochę cierpliwości. Wczoraj zaczął powoli wyściubiać nos ze swojej budy, ale przy każdym hałasie (albo i bez niego) znów do niej wbiegał. W związku z tym zdjęcia są jakie są robione z ręki i na stanowczo za dużym zoomie ;)
Nadal oczekujemy na ocieplenie stosunków między nami.