poniedziałek, 19 grudnia 2011

Candy

Biorę udział w candy u Flory, można wygrać cudowny wieniec. Cudowny.

czwartek, 15 grudnia 2011

Smaki dzieciństwa

Dzisiaj mam wolny dzień. Dlatego mogłam zjeść na śniadanie coś lepszego niż herbatę z suchym chlebem i postawiłam na smak dzieciństwa.


Chleb w jajku, czyli uproszczone tosty francuskie

* parę kromek nie najświeższego chleba
* 2 jajka
* 2 łyżki mleka
* szczypta soli
* sok z cytryny
* cynamon
* miód
* wybrany owoc
* olej do smażenia

Jajka roztrzepujemy, dodajemy sól i mleko. Kromki maczamy w jajecznej miksturze i obsmażamy na oleju. Po zdjęciu z patelni skrapiamy sokiem z cytryny, posypujemy cynamonem, smarujemy miodem i obkładamy owocem. Jemy puki ciepłe, bo ciepłe najlepsze :)

W niedziele w moim domu często jadaliśmy takie śanadno lub kolację. Pamiętam, że była wersja na słodko, czyli taka jak opisałam ( no może poza cynamonem) i wersja na słono, w niej do jajka dodawało się trochę tzw. jarzynki i już. Danie może nie jest wykwintne, ale jakie pyszne i oszczędne. Można do niego użyć starego chleba i skrystalizowanego miodu i i tak cieszyć się pysznym rezultatem :D

powrót nr 3

Ehhh, widzę, że regularne pisanie na blogu to nie jestem moja dobra strona. Znów zatęskniłam, znów wracam. Oby tam razem udało się bez większych przerw bawić się na na blogowym podwórku.

środa, 27 kwietnia 2011

Migawki


Chronologicznie.

Migawka ze Szczecina.


Szczecin był taki, że... że może nawet mogłabym polubić bywanie nad morzem. Przez jeden dzień to nawet nie zdążyłam się znudzić. Było miło i poznałam kuzyna :D

Migawka przedświąteczna.


Oto piękny koszyczek, wyrób przedszkolny, który dostałam w prezencie. Jego główną cześć stanowi kurczak z waty własnoręcznie wykonany przez dzieci, który dzięki swoim uroczym rozbiegniętym oczkom zyskał miano Sida.

Migawka w sumie świąteczna.

Zdjęcie nie zrobione bezpośrednio w święta, ale w nie jakoś nie było czasu. Oto Pyton, który był główną atrakcją w moim rodzinnym domu. Ogólnie chłopak zaczarował wszystkich i nadal czaruje, bo do 3 maja będzie siedzi w Łasku. W ogóle ostatnio stwierdziliśmy ze zgrozą, że od kiedy go mamy urósł prawie dwa razy.

Migawka dzisiejsza.

Oto Herkules, mój fantastyczny, wrocławski wehikuł. Teraz już nie muszę cisnąć się w gorącym autobusie i biec na przystanek, bo mam jego. Uuuuu!

niedziela, 10 kwietnia 2011

Słonecznie rozleniwienie, bo słońce wróciło

Wiem, wiem, że wiosna się schowała. Jakoś tak głupio wyszło, że napisałam tę wiosenną notkę i parę minut później zaczęło lać, bo padaniem tego nie nazwę. Od wczoraj jest już troszkę ładniej, gdyby nie wiatr, który urywa głowy to byłoby całkiem gorąco.

Musze napisać o szoku, któy przeżyłam wczoraj. Mianowicie W postanowił zaangażowac się ekologicznie (co do niego jest niepodobne zupełnie) i tto włażnie z jego inicjatywy byliśmy wczoraj na wrocławskim Eko Jarmarku wymienić butelki z ostatniej imprezy na bilety. Moim zdaniem akcja wymiany odpadów różnego rodzaju na bilety do inetersujących miejsc to super pomysł. O wielkim zainteresowaniu akcją świadczyła kolejka, w której trzeba było wystać ok 2 godzin. Jedynym minusem, który niestety nas dopadł było, to że co godzinę dochodziły nowe bilety, a pod koniec godziny zostawały już tylko "reszki", których nikt nie wybrał. W związku z tym zdobyliśmy wejściówki do Muzeum Architektury :/ zobaczymy jak tam będzie.
Natomiast dzisiaj spokojna, słoneczna niedziela i nawet Pyton jakoś nieruchliwy (znaczy nie sępi jedzenia;). Wieczorem kroi się koncert liryczny bardzo, ale czy faktycznie się skroi to się okaże, bo jakoś mi się strasznie nie chce spotykać z ludźmi dzisiaj.

Ps. Amarantko, teraz, jak i ostatnio mieszkam na Śródmieściu, a dokładnie w okolicach Mostów Warszawskich.

Ps. Ciekawe kiedy w końcu oda mi się napisać cos o jedzeniu... ciekawe.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Poranki, ranek i już po

Siedzę w nowym mieszkaniu, kolejnym mieszkaniu. Uwielbiam tutejszą kuchnię i tę niby jadalnię, prześmieszne naczynia, uuu takiego kosmosu to ja dawno nie widziałam. Na przeciwko mnie jaszczurki tańczą pogo, w ogóle dziwne, że się ruszają. Poza tym otaczają mnie prawie martwe kwiatki w doniczkach, ciekawe czy moja niby dobra ręka je uleczy. Dzień rozkręca się powoli, lubię takie leniwe poranki, szkoda tylko, że wymagają takiego wczesnego wstawania ;)
Tak czy inaczej przyszła sobie wiosna i wszystko zrobiło się takie ładne, chyba nawet ja się zrobiłam ładniejsza. Zdęcia mam, ale nie wiem gdzie, wstawię jak znajdę, bo z tego zachwytu nad słońcem robiłam zdjęcia wszystkiego :) No i w końcu może coś o kuchmaceniu napiszę, ostatnio zdarza mi się coś ugotować, a napisać to już zapominam.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Bo jest czas łóżka i czas plecaka ;)

Ostatnio żyję na plecaku. Na plecaku, bo walizki nie posiadam i nie uznaję. Podróżowanie z Łasku do Wrocławia, z Wrocławia do Łasku, wyprawa zimowa na Śnieżkę, biwak, nadciągający wyjazd do Tarnobrzega, uh. Nie nadążam z przepakowywaniem. Poza tym zdrowie troszku mi się pogarsza, ale teraz siedząc w domu wykuruję się.

Wyprawa na Śnieżkę to mój pierwszy zimowy wypad w góry i powiedzmy sobie, że jak na pierwszy raz to pogoda nie ułatwiała mi zadania, a i widoków nie było zupełnie. Śnieg na ziemi, śnieg w powietrzu, śnieg z kieszeniach i ogólnie wszędzie śnieg.

Dzisiaj leżymy z chorym tatą w łóżku aż nas boki rozbolą, czyli, aż mama wróci z pracy i nas pogoni. Ja skończyłam grać w Wiedźmina, skończyłam z uczuciem niedosytu i niepewności, paroma zastrzeżeniami i chęcią na jeszcze. Na najbliższy czas planuję coś upiec, ale czy się uda... tego to najstarsi górale nie wiedzą.


Tak wiele jeszcze chciałam napisać i jakoś wyleciało z głowy, w takim razie. Do napisania.


Ps. A dziękuję sesja sobie poszła bez potrzeby powtarzania czegokolwiek. Uf.

sobota, 5 lutego 2011


Znów Pyton, tym razem u W na rękach. Zdjęcie słabe, ale obecnie nie mam aparatu, więc i na lepsze zdjęcia nie ma co liczyć. Obecnie staram się żeby Pyton w końcu zauważył, że to ja daję mu jego ulubione jedzonko i w związku z tym żeby mnie w końcu polubił trochę, ale to chyba nie działa za bardzo.
Poza tym W wyjechał do Łasku, a ja zostałam tu się uczyć... taaaa uczyć... No nic trzeba jeszcze się przygotować do tych dwóch egzaminów i będzie w końcu spokój. Szkoda tylko, że tak strasznie nie mam na to ochoty, no wszystko inne tylko nie czytanie notatek, proszę. Może ktoś ma rów do wykopania, dom do sprzątnięcia, cokolwiek, to ja chętnie zrobię w zamian za odwołanie egzaminów :)

Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego weekendu.

wtorek, 1 lutego 2011

Ale dziwnie mieszka się w pustym domu. Znaczy nasz wspólokator się wyprowadził z mieszkania. Nagle. Tak od i już. W mieszkaniu zrobiło większe echo, Pyton ma lepsza akustykę dla swoich nocnych występów. Niby całe dnie go nie było, ale i tak wspólokator to współlokator, zawsze jest na kogo zrzucić bałagan, czycos.
No tak, bo zapomniałam wspomnieć, że nasz świnek ma na imię Pyton. Świnek trzęsie się już coraz mniej, za to zaczął trząść nami. Domaga się jedzenia, imprezuje po nocach i jeszcze nie zrozumiał, że jego główną rolą w tym domu jest bycie głaskanym. Jeżeli tylko ma ograniczoną, dość ciemną przestrzeń to nawet się porusza, rozgląda, obwąchuje i podgryza wszystko. Większe przestrzenie to jeszcze coś przerażającego, a nie okazja do biegania.
Na koniec wspomnę, że powoli zbliżam się do pomyślnego (tfu, tfu nie zapeszaj) zakończenia mojej pierwszej sesji. Jeszcze tylko 3 egzaminy i wolne!!

Ps. W mieszkaniu nadal nie ma stałego internetu. Toż to zgroza!

piątek, 14 stycznia 2011

Maluszek przybył


Jak już mówiłam zmieniliśmy lokum. Pokój, do którego niedawno się wprowadziliśmy był biały, zimny i pusty, jakiś taki zupełnie niczyj. Rozpakowaliśmy nasze graty (strasznie dużo tych gratów), postawiliśmy kwiatka na parapecie, włączyliśmy piec i zrobiło się troszkę bardziej domowo.

Za to w środę pojawił się tu on, mały roztrzęsiony świnek. Teraz w całym pokoju ślicznie pachnie sianem, a my z niecierpliwością oczekujemy, aż nasz maluch zechce się z nami zapoznać. Zdziwiło mnie tylko to, że obudził mnie w nocy swoim kopaniem, chrupaniem, bieganiem... To dziwne, bo normalnie tego typu hałasy na mnie nie działają. No nic, czas wyrobić sobie trochę cierpliwości. Wczoraj zaczął powoli wyściubiać nos ze swojej budy, ale przy każdym hałasie (albo i bez niego) znów do niej wbiegał. W związku z tym zdjęcia są jakie są robione z ręki i na stanowczo za dużym zoomie ;)

Nadal oczekujemy na ocieplenie stosunków między nami.

piątek, 7 stycznia 2011

Nowy rok, czas na zmiany.

Nowy rok... jea. Tak sobie myślę, że nowy rok ma dopiero tydzień, a u mnie już sporo się zmieniło. Po pierwsze zmieniło się mieszkanie. Zamieniliśmy pomarańczowy pokoik na otoczonym parkami kozanowie, na biały w kamienicy, gdzie za oknem widać drugą kamienicę. Mi się nawet podoba ta zmiana, W trochę marudzi, ale myślę, że się przyzwyczai.

Poza tym myślimy nad adopcją świnki morskiej. Mam nadzieję, że będziemy dobrymi „rodzicami”. Jeżeli, więc ktoś wie o śwince we Wrocławiu, która szuka domu to proszę o info.

Tak poza tym to były święta. Bardzo miłe, rodzinne święta. Robiłam domki z piernika, W zrobił mi bombkę ze sznurka, a w ramach spalania serniczków zrobiliśmy sobie wycieczkę na „piaskową”.





Ta notka jest jakaś taka nieudana, ale cóż to tylko tak na rozgrzewkę (jak grzaniec powyżej).


Na koniec...postanawiam, że będę pisała tu chociaż raz w tygodniu... Mam nadzieję, że się uda.