niedziela, 17 października 2010

O wtykaniu nosa gdzie nie potrzeba



Kiedy rano otworzyłam oczy byłam mile zaskoczona. Zaskoczyło mnie słońce oświetlające cały pokój, ba cały świat za oknem. To miło z jego strony, szczególnie, że wczoraj zrobiłam pranie i suszenie go w pokoju niekoniecznie mi się podobało.
Okazja nie mogła się zmarnować, wyszliśmy na kolejną wycieczkę. W. przygotowany jak na wyprawę w góry, ja raczej jak na spacer po rynku, bo grunt to różnorodność. Tak sobie spacerowaliśmy nad Odrą po chaszczach wszelakich, aż kończyła się ścieżka. Jak ścieżka się kończyła to zaczynała się nowa i szliśmy dalej. Liście szeleściły, ptaki krzyczały, ludzie spacerowali z psami. Wszystko byłoby dobrze i bez większych wpadek gdyby nie to, że nie zawsze dociera do nas fakt "zamknięta brama oznacza zakaz wstępu". W związku z tym przepchaliśmy się szparą między rzeczoną brama, a poręcza urokliwego mostu (który był tym bardziej intrygujący i urokliwy, że zamykały go dwie bramy) i rozpoczęliśmy jego oglądanie. Później przepchneliśmy sie jeszcze przez jedną bramę myśląc, że po drugiej stronie jest droga i... okazało się, że wleźliśmy na teren posterunku policji. Oj, oj oj. Całe szczęście, że pan, który posterunku pilnuje był bardzo miły i tylko kazał nam wyjść, bo tu spuszczone psy czasem biegają...
Koniec końców ominęliśmy inne bramy, płoty, domy i dotarliśmy do domu na pyszne naleśniki z jabłkami.
Dobranoc.

3 komentarze:

ana pisze...

My też wczoraj korzystaliśmy z uroków słonecznego dnia, ale było raczej spokojnie, bez przygód.

amarantka pisze...

Bo we Wrocławiu, to wszyscy stróże całkiem mili są ;) eee... w sumie to nie wiem, więc może lepiej jednak tego nie sprawdzać.
My wczoraj też ze słońca korzystaliśmy, ale w okolicach rynku wędrowaliśmy...

Wiśniowa pisze...

Jak zwiedzać to zwiedzać :) Na całego, wszystko i wszędzie :) Zostawiam Ci maila, jak chcesz odezwij się to wyślę Ci zaproszenie na mojego bloga
switezianka0@op.pl

Prześlij komentarz