Ale, ale zacznijmy od samej podstawy do rosołu. Rosół to jedna z najsmaczniejszych rzeczy jakie zdarza mi się jadać. Nic tak nie stawia na nogi podczas choroby, po imprezie, czy po prostu w zimny dzień jak miseczka rosołu (szczególnie z domowym makaronem, ale to tym kiedy indziej). Niestety nie czuję sie ekspertem w sprawach rosołu, gotuję na nos i na czuja, a efekty bywają przeróżne. Mogę napisać tylko jedno rosół z kostki lub torebki to nie rosół. Brrrrr. A teraz chcę opowiedzieć o moich
niecnych poczynaniach z rosołem.
Rosół przełamany

miseczka rosołu z marchewką
makaron dorosołowy
trzy małe plasterki cebuli
łyżka kukurydzy
kilka plasterków zielonego ogórka
jajko
sos sojowy
Rosół zagotowałam, bo stał całą noc na mroźnym balkonie i zamarzł.
Cebulkę i ogórka kroimy i dorzucamy do makaronu i kukurydzy.

Teraz jajko ląduje na makaronie, do towarzystwa dochodzi marchewka wygotowana w

rosole, bo Weroniko nie wyobraża sobie rosołu bez marchewek. Zalałam rosołem, skropiłam sosem i o i zjadłam.
Chyba nie muszę dodawać, że było pysznie, nie żebym narzekała na rosołu, ale już zaczynało wiać nudą.
0 komentarze:
Prześlij komentarz